Haute Couture Steffi Love
Haute Couture jest dosyć nieszczęśliwą serią, przynajmniej jak dla mnie. To jest już trzecia lalka, która do mnie trafia i ma poważne wady. Włosy dwóch pierwszych zamieniły się w pył. Trzecia, którą możecie dziś zobaczyć na blogu co prawda ma włosy w całkiem dobrej kondycji, ale za to przebarwioną główkę. Jedna z wyłysiałych lalek również miała podobny problem. Co więcej, widywałam lalki zamknięte w pudłach, które również wykazywały oznaki kruszenia się włosów oraz bielejącej głowy. Co takiego wydarzyło się w czasie produkcji tej serii Steffi Love? Jakieś cięcia budżetowe? Czemu użyte wtedy tworzywa tak źle zniosły upływ czasu?
No tak, czy inaczej seria Haute Couture jest naprawdę ciekawą i godną uwagi. Steffi objawia się nam tu w zupełnie nowej odsłonie- bardzie poważnej, stonowanej, acz luksusowej.
Jak tak patrzę na tą poszarzałą twarz Steffi, to myślę sobie, że w sumie nieźle dopasowała się do kolorostyki całego stroju. To taki żarcik, bo szczerze mówiąc wygląda to dość trupio...
Zdjęcie z tyłu opakowania zawsze mnie fascynowało! Lalki wyglądają tu naprawdę pięknie, a brunetka w kolorowym płaszczu do dziś przyprawia mnie o ciężki oddech. Tak, to właśnie ona była moją pierwszą Stefką z tej serii. Jej włosy wraz kapeluszem odpadły jeszcze w trakcie przesyłki do mnie z Niemiec. To było dobre 10 lat temu i wciąż to pamiętam. Lalka ani nawet jej strój niestety nie ostał się w mojej kolekcji. Nie jestem też pewna, czy podejmę się próby ponownego zakupu, jeśli znowu ją gdzieś wypatrzę.
A tu mamy przyblizenie na dzisiejszą gwiazdę programu. Moja lalka nie odbiega wiele od tej ze zdjęcia, oczywiście nie licząc koloru główki.
Przyjrzyjmy się jej bliżej. Muszę przyznać, że Steffi naprawdę wygląda nietypowo w takiej mniej infantylnej, a bardziej dojrzałej wersji. Nie żeby mi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie! Dobrze to też wygląda na tle wściekle różowego kartonika.
Yhm, fajne wdzianko, ale ja muszę zobaczyć lalkę poza pudełkiem. Czy ona pod tym płaszczykiem coś jeszcze ma? Ciekawi mnie też, czy kapelusz jest przytwierdzony na stałe, czy też nie?
No nie, jaka dżaga normalnie! Słuchajcie, ona na żywo bardzo zyskała! Kapelutek co prawda był przyklejony na kapkę kleju, ale dało go radę nieinwazyjnie ściągnąć i ułożyć na łepetynie wedle uznania. Włosy są bardzo przyjemne w dotyku, nie kruszą się, ale trochę wychodzą niestety. Pod płaszczem za to znalazł się staniczek z tego samego materiału, co i wcześniej wymieniony. Nie bardzo podobają mi się kozaki. Takie jakieś rozlane i dodające toporności sylwetce, ale na wielki plus, że ekoskórka, z której są zrobione, nie łuszczy się.
Na buzi Steffi znajduje się mała wada fabryczna w postaci białego zabrudzenia w okolicy ust- myślę, że to pozostałości farbki, którą malowane były białka oczu. No cóż, zdarza się. Rozpuszczalnik tez sobie z tym nie poradził, wiec zostanie taka jaka jest. No i trudno. Stara dobra Steffi Love ❤
piękny i zacny nabytek
OdpowiedzUsuń